![]() | Dzisiaj | 46 |
![]() | Razem | 545476 |
sierpień - ferraty i canyoning Cortina d'Ampezzo
W sierpniu 2016r wraz 8 osobami (ludziska z pracy oraz kajakarze gorscy) wyjechaliśmy do Włoch w rejon Cortiny d'Ampezzo. w dwa dni robiliśmy via-ferraty. 12 sierpnia zaczęliśmy od najtrudniejszej w rejonie czyli sławnej CSI 18Club. Via-ferrata wyprowadza nas po pionowej ścianie o wysokości 360m do Rifigio Faloria 2327 m n.p.m. Oczywiście dla większości była to pierwsza via-ferrata w życiu, ale założenie było takie że mają się posrać, i tak też się stało. 2,5 godziny wchodzenia- czyli czas zgodny z czasem podanym w przewodnikach. wymęczeni, szczęśliwi i już nie tak bardzo posrani jako wariant wycofu z gory wybraliśmy kolejkę gorską, ktora szczęśliwie zwiozła wszystkich do Cortiny, gdzie piwo miało smak.... piwa.
Kolejny dzień miał być jeszcze ciekawszy. i tak 13. sierpnia, skoro świt około godziny 11ej udaliśmy się w rejon Tofan. Wystartowaliśmy via-ferratą na Punta Anna 2731m n.p.m.- piękne przewyższenie, mniej siłowa niż ta z dnia poprzedniego, ale dająca więcej widokow pod dupą i za plecami. Na Annie dwie osoby dzielnie zmierzają do Rifugio Giussani, natomiast reszta idzie na Tofanę di Mezzo 3244m n.p.m. przez ferratę Giusepe Oliwieri a następnie starą ferratą Tofana di Mezzo? ( bo nowa idzie gdzieś w lewo i potem na gorze wychodzi do starej) idziemy na szczyt. Szczytowanie, fotografie, i schodzimy na południe szukając szlaku, ktory przecież powinien być, bo był na jednej mapie. Troszkę mnie przystopowali, bo szedłem tam gdzie puszcza, a nie tam gdzie inni dają radę, ale po wszystkim znaleźliśmy linę stalową i zeszliśmy sobie w połtorej godziny do Rifugio Giussani. gdzie piwo smakuje jak piwo. a następnie auto, biwak na krzywy ryj w krzakach, prysznic z przygodami na campingu i w dniu kolejnym wyjeżdżamy 400 km do Bodengo- europejska perła Canyoningowa.
Przyjeżdżamy w niedziele14 sierpnia po południu. błądząc troszkę po drodze docieramy do super knajpy, gdzie właściciele zgadzają się żebyśmy na dwa dni rozbili namioty. oprocz nas nocuje tam rownież dwoch instruktorow canyoningowych z Austrii, ktorzy namowili nas, żebyśmy jeszcze tego samego dnia zrobili jeden z Canyonow Bodengo 1- najłatwiejszy. Super zabawa przez 2 godziny, woda mimo że gorska, bardzo ciepła. moje pierwsze skoki do wody z paru metrow, i szybkie zjazdy na linie wzdłoż wodospadow. Już wiedziałem że jest to sport dla mnie. Po powrocie do baru, zjedliśmy gnocci i opracowaliśmy plan na 15 sierpnia.
z samego rana o godz. 9-tej tylko we dwoch z Darkiem udaliśmy się na Bodengo 3- najtrudniejszy w rejonie, szło szybko, szybkie skoki, szybkie zjazdy, aż przy 60 metrowym zjeździe zaklinowała się nam lina. zjazd był podzielony na dwa odcinki po 30m. Stojąc na połce o szerokości stopy bułowaliśmy się żeby ściągnąć linę- niestety. trzeba było iść po nią do gory. w lufcie, bez kontaktu ze skałą, 60 metrow nad ziemią improwizując zacząłem wchodzić po linie. lekko posrany bo lina zaklinowana udało się dojść za krawędź skały i uwolnić ją. straciliśmy na tym godzinę. Potem w tempie zasuwamy na doł z wodą aż do toboganu. 25 metrow wodospadu do zjazdu na dupie, podciętego 8 metrowym progiem. Darek pojechał pierwszy. Ja pełen strachu po tym co zobaczyłem puściłem ręce. zjazd z wielkimi oczami, a potem,.... pamiętam tylko błękit i bąbelki. wypłynąłem . Ale nokaut był, od tego czasu nasze poruszanie się znacznie zwolniło. Darkowi od uderzenia w wodę popękały naczynka krwionośne w oku, farba się rozlała po białku. Dotarliśmy do końca. niestety padł nam telefon, i świadomość ze w piankach trzeba będzie zasuwać 4 kilometry pod gorę troszkę nas przybiła, na szczęście moje zdolności lingwistyczne sprawiły że "bella dona" z restauracji zadzwoniła do naszego baru, a tam już wytłumaczyli gdzie jesteśmy i gdy dochodziliśmy do miasteczka, podjechał bus na krakowskich tablicach. szybki wyazd do gory, szybkie jedzenie i tym razem ze wszystkimi wystartowaliśmy do Bodengo 2. dużo trudniej niż Bodengo 1 ale wczasowo przy "3". Trojka nas tak zmęczyła, że gdy dochodziło się do miejsc gdzie skoki do wody były powyżej 8 metrow, wszyscy skakali, a ja z Darkiem pokornie zjeżdżaliśmy na linach. skończyliśmy po 20ej. do 22 pojedli, popili i wyjazd do Polski. Droga też z przygodami, ale to nie na oficjalną stronę Klubu.
w wyjeździe brali udział Ania, Paula, Wojtek spoza firmy oraz Marzena, Darek, Wojtek, Kamil, Miłosz z firmy oraz Piter - z firmy z Autrii.
opisał Miłosz
Poprawiony (piątek, 30 września 2016 11:23)